Windsurfing + samochód zawalony płytami CD = Jeremiasz Gzyl, wulkan energii na scenie :)

Aktor, wokalista, instruktor teatralny. Absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej w Gdyni oraz Akademii Muzycznej im. S. Moniuszki w Gdańsku (wokalistyka jazzowa). Na swoim koncie ma role w produkcjach Teatru Muzycznego w Łodzi  i Teatru Muzycznego w Gdyni oraz Teatru Muzycznego w Toruniu, a także Teatru Komedii Valldal. Zagrał również w serialu „Linie życia” i filmach „Józek idzie do nieba”, „Czarny Czwartek”, „Rubin Maharadży” (zdjęcia kręcone w Indiach). Kocha windsurfing i uwielbia mieć samochód zawalony płytami CD. źródło

Grasz i grałeś w wielu spektaklach. Co spowodowało, że wybrałeś zawód aktora? Podobno Twoi rodzice nie chcieli, abyś szedł tą ścieżką.
Rodzice nie chcieli, to prawda. Ale bardziej jest to spowodowane zwykłą rodzicielską troską, niż wątpliwościami co do mojej przyszłości w tym zawodzie. Ta branża jest niestety bardzo bezlitosna i, kto jak kto, ale rodzice zjedli zęby na tym zawodzie i wiedzą najlepiej, z czym to się je. Na szczęście byłem na tyle wytrwały w swoich postanowieniach, że dotarłem tu gdzie jestem i robię to, co kocham.

W „Pilotach” grasz Franka. Jakie to uczucie wcielać się w rolę legendy, która zapisała się w historii Polski?
Rozumiem, że chodzi o Franciszka Kornickiego. Postaci w naszym musicalu zostały napisane przez Michała Wojnarowskiego w oparciu o historyczne wydarzenia i historyczne postaci i, jeśli chodzi o naszych pilotów, zostali oni jedynie oparci na wielu wspomnieniach czy pamiętnikach z czasów wojny. Nie mniej wcielać się w rolę legendy jako pilota Dywizjonu 303 jest czymś niesamowitym. Mam wielki podziw do tych ludzi i tych czasów. Ciężko sobie wyobrazić życie w czasach wojny ze świadomością, że każdego dnia można oddać swoje życie za ojczyznę, jednocześnie utrzymując cały czas radość ducha i poczucie humoru. Piękne i przerażające czasy.

Jesteś absolwentem Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej w Gdyni, a więc instruktorem teatralnym. Jakie masz porady dla młodych ludzi, którzy chcą w przyszłości startować do szkoły aktorskiej?
Dużo czytać, oglądać, słuchać… Po prostu interesować się. Jeżeli ma się pasję w sercu, to już połowa sukcesu. Druga połowa, to jest ciężka praca nad szkoleniem swojego warsztatu aktorskiego, wokalnego, tanecznego.

Na Twoim koncie wielkie role grane/kręcone w Indiach. Chciałbyś opowiedzieć, jak się znalazłeś na tym planie filmowym? Jak wyglądały przygotowania?
Raczej rola. Rzeczywiście zdarzyła się taka okazja. Zadzwonił do mnie reżyser pochodzenia hinduskiego, na co dzień mieszkający w Warszawie/Londynie i zaproponował postać czarnego charakteru Vitaly’a. Dowiedział się o mnie z polecenia, zaprosił na casting. Udało się wygrać i polecieć do Indii na 10 dni i nakręcić film. Rola nie była wielka – kilkanaście scen, w których trochę namieszałem w fabule. Niesamowita przygoda, niesamowici ludzie, niesamowity kraj. Jest to jedna z moich „skrytych” miłości – Indie. Niesamowite miejsce, do którego będę na pewno wracał w najbliższej przyszłości.

Z Twoich instagramowych relacji wynika, że uwielbiasz podróżować – samochodem zwłaszcza. Jak to jest mieć (tu cytat) „samochód zawalony płytami CD”?
To prawda, uwielbiam podróżować i uwielbiam słuchać przy tym dobrej muzyki. I wiem, wiem, że istnieje Spotify, na którym w zasadzie można posłuchać wszystkiego, ale jest dla mnie coś magicznego w kupowaniu dzieła, nad którym pracował artysta/artyści. Trzeba wspierać rynek muzyczny jak tylko się da, bo świat bez muzyki byłby… cichy. A jeśli o same podróże chodzi, to 2018 rok był przełomowym, bo udało się zobaczyć ponad 15 państw. Praktycznie całe Bałkany, Hiszpanię, Wielką Brytanię… Podróże kształcą. I wydawało mi się, że jest to tylko pusty slogan, dopóki nie zacząłem przekonywać się o tym na własnej skórze. Poznawanie innych kultur, zwyczajów jest bardzo inspirujące.

Która rola jest Ci bliższa: bohatera tragicznego skrzywdzonego przez los czy bohatera komicznego?
Zależy, jak ta rola jest napisana. Jednym z moich największych marzeń jest zagranie Hamleta. Latka lecą, więc i marzenie trochę nieaktualne, ale nie zmienia to faktu, że czytałem tę tragedię tyle razy, że nie jestem w stanie zliczyć. Natomiast życie pokazuje, że zazwyczaj jestem obsadzany w rolach komediowych, bo mam poczucie humoru, dystans do siebie i po prostu lubię dawać uśmiech ludziom.

Najdziwniejsza rola, którą grałeś?
Najdziwniejsza chyba była wiedźma Renata w musicalu „Mała Syrenka” w reż. Tomasza Valldal Czarneckiego na podstawie baśni Andersena. Hard Rockowa czarownica w małej czarnej na szpilkach, z dmuchaną gitarą elektryczną w dłoniach i w pełnym make-up’ie. Najdziwniejsza rola i taka, za którą najbardziej tęsknię, ale podobno w czerwcu jest spora szansa, że znowu się pojawi w okolicach morza Bałtyckiego, ale na razie o tym ciiii.

Skąd czerpiesz motywację do pracy, szczególnie kiedy przychodzą te trudne dni, kiedy człowiekowi się nic nie chce?
Ogromnym zastrzykiem motywacji był mój ostatni wyjazd do Londynu. Zobaczyłem wtedy cztery musicale w trzy dni. Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu nad „Hamiltonem”, „Bat out of Hell”, „Matildą” i nowym „Everybody’s talking about Jamie”. Każdy z tych musicali jest zupełnie inny, ale każdy zrobiony z takim rozmachem aktorskim, wokalnym, choreograficznym, że daje motywacje do dalszego działania i szkolenia swojego warsztatu.

Łódzki „Madagaskar” – czy ten przyjemny w odbiorze musical jest skierowany do dzieci czy do starszego widza? Jak przygotowałeś się do castingu, do swojej roli w tym musicalu?
Madagascar. Uwielbiam ten tytuł. Oczywiście, jak wiemy, jest on stworzony na podstawie filmu animowanego, wyprodukowanego przez wytwórnię DreamWorks i, tak samo jak w filmie, jest dużo „mrugnięć oka” do starszego widza. Staramy się tak pokazywać tę historię, żeby starszy widz bawił się przynajmniej tak dobrze, jak widz młodszy. To jest po prostu piękna historia przyjaźni, ze świetnie skrojonymi postaciami, takimi jak legendarny już Król Julian czy Pingwiny z Madagascaru. Nie ma co dużo mówić. Zapraszam wszystkich serdecznie do Łodzi, będziemy się świetnie razem bawić, obiecuję!
Przede wszystkim obejrzałem wszystkie części filmu i kupiłem oryginalną płytę z soundtrackiem do samochodu :). Potem udało mi się trafić na ścieżkę dźwiękową z musicalu. A potem to już tylko ćwiczenia pod okiem trenera wokalnego i uczenie się tekstu. Jeśli tekst umiem na pamięć, na castingu daje mi to plus 80% do pewności siebie.

Dziękuję za rozmowę!

Dodaj komentarz